Dzień Drugi – Poniedziałek 01.02.2016

Po śniadaniu zbiórka do wyjścia na stok. Z lubością obserwujemy wysiłki ustawienia się w dwuszereg. Co to jest? No i jak to się robi? Trzeba przyznać, że ta grupa, w miarę dobrze radzi sobie z odpowiedzią na te dwa, dość filozoficzne pytania. Potem kolejne trudne wyzwanie – chodzenie w zwartej grupie. Trudno nie rozwlec się dwudziestu kilku osobowej grupie w tasiemca o długości 100 m. Trzeba zrobić zbiórkę w połowie drogi i uświadomić wszystkim, że mamy iść razem, pada pytanie – czy mamy was zaganiać jak jakieś konie, czy osły? I tu pada rozbrajająca odpowiedź jednego z obozowiczów – owce. No i wszystko jasne. Jesteśmy już rozbrojeni, czujemy się pasterzami, bierzemy nasze kije pasterskie i ruszamy ochoczo do dalszej opieki nad naszą trzodą. Docieramy do wypożyczalni, a tam – Sajgon. Pierwszy dzień warszawskich ferii. Przed nami wypożycza sprzęt grupa blisko 50-ciu szkrabów plus indywidualni klienci. Sukces, bo udaje się nam utrzymać ceny z przed roku, a za karnet nawet troszkę mniejsze. Po walce ze sprzętem i karnetami, ruszamy na stok. Nowicjusze trafiają do Ziemka. Reszta rusza po rozgrzewce na średnią trasę, żeby przypomnieć sobie, jak to się jeździ na tych nartach. Teraz na sześcioosobową kanapę i w niebo. W dwóch trzecich wyciągu znikamy w wilgotnej chmurze. Nie widać pięknych widoków i trudno zauważyć, świeżo wybudowany i nie dawno otwarty hotel z restauracją na szczycie Złotego Gronia. Warunki do jazdy trudne. Śnieg ciężki i lepki. Tworzą się muldy. Ale cieszymy się, że można w ogóle pojeździć. Nowicjusze szybko łapią pod okiem Ziemka podstawy narciarskie na Nartusku i zjeżdżają pod jego okiem ze średniej trasy. A niektórzy, ci co sobie przypominali, to nawet z dużego stoku. Ci co nie chcą na deski zjeżdżają z Misią na pontonach. Ziemka w robieniu zdjęć wyręcza Marysia. Na koniec zjeżdżania znowu tłok do przechowalni sprzętu, trzeba zapamiętać swój numerek w wypożyczalni i wracamy do naszego ośrodka. Troszkę zmoczeni i mocno zmęczeni narciarskimi zmaganiami lądujemy w swoich pokojach i szybciutko na obiadek. Czeka na nas gorąca zupa – krem grochowa i pyszny pieczony kurczak z ziemniaczkami. Mniammm.  Cieszymy się, że walczącej z chorobą Julce, troszkę się poprawia. Po obiedzie obowiązkowy odpoczynek. O szesnastej rozpoczyna się tura zajęć artystycznych. Śpiewanie z panią Misią, a potem dyskusje filmowe pod okiem Ziemka, podczas których zdjęcia robi właśnie Misia. Na kolację idziemy o 18.30 i wcinamy naleśniki. Zbieramy siły, bo wieczorem dyskoteka. Na początek, znane i lubiane układy taneczne, Belgijka i inne. No a potem luźne pląsy. Jeszcze tylko poodwiedzamy się troszkę wieczorem na prośbę i za przyzwoleniem i do pokoi. Trzeba zbierać siły. Jutro kolejny emocjonujący dzień.

Polecamy

logo
logo
logo
logo
logo